Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X

wtorek, 14 czerwca 2016

Od Vanessy CD. Lightning'a

Wpatrywałam się w niego. Jego sierść lekko powiewała wraz z wiatrem. Jego łapy twardo stały na podłożu. Byłam zaciekawiona, kim jest owy wilk. Mimo, że sytuacja zdawała się być lekko poważna, mnie rozbawiło zachowanie nieznajomego. Jako alfa powinnam walczyć o swoje tereny, jednak mimo wszystko prychnęłam cicho. Starałam się, by mnie nie usłyszał. Wilk położył uszy po sobie i wpatrywał się we mnie. Nie miałam zamiaru tym razem uciekać. Odważnie zrobiłam krok do przodu tym samym podchodząc bliżej wilka. Mogłam się mu lepiej przyjrzeć. Miał bursztynowe oczy, które świeciły się w blasku słońca. Mój ogon kołysał się w lewo i w prawo.
-Cześć. - Przywitałam się
Starałam się być miła, nie chciałam szukać sobie wrogów. Wilk jednak milczał. Nie miałam zamiaru dać za wygraną.
- Kim jesteś? - spytałam po chwili
Nieznany basior wciąż milczał. Westchnęłam głęboko. Lekko zdenerwowała mnie ta sytuacja. Nie chciałam zbytnio naciskać, tak więc siedziałam cicho i miałam nadzieję, że wilk w końcu mi odpowie.
- Lightning. - usłyszałam po chwili
Czyżby było to jego imię? Tak więc rozmowa zmierza w zamierzanym kierunku. Wilk zaczął się rozluźniać, zauważyłam to po spokojnie i powoli opadających, wcześniej napiętych mięśniach. Aby pokazać mu, że nie szukam problemu usiadłam na glebie. Patrzyłam na Lightning'a, jak dobrze zrozumiałam, z dołu. Jego wzrok tępo wbijał się w drzewa za nami.
- A więc co tu robisz? - zadałam kolejne pytanie
Basior popatrzył na mnie tępo i odwrócił wzrok. Zaciekawiona przekręciłam głowę i wstałam. Bardzo interesowała mnie osobowość tego basiora. Czułam, że coś ukrywa, ale mogłam się mylić. Był inny niż wszyscy których znam. Jego tajemnicza osobowość... Lubię tajemnice. Wyznaczyłam sobie nowy cel. Odkryć prawdziwe "ja" tego wilka.
- Jestem Vanessa. - przedstawiłam się
Wilk w odpowiedzi tylko coś mruknął.

<Lightning?>

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Od Allijay do Dannyl'a

Monotonność powoli skradała się do mojego życia. Dzielnie trzaskałam jej drzwiami przed nosem coraz to wynajdując nowe sposoby na spędzanie wolnego czasu. Dziś padło na zapuszczenie się w jak dotąd nie znane mi tereny. Pogoda iście letnia. Słońce zawzięło się na nas - małe bezbronne istoty i ewidentnie próbuje nas usmażyć, dobrze, że nie wie o istnieniu oleju inaczej wszyscy dawno bylibyśmy wilczymi frytkami, mmm brzmi smakowicie! Oprócz słońca co jakiś czas pojawiał się przyjemny wietrzyk, przynajmniej on dzielnie stoi po naszej stronie. Towarzystwa dotrzymywały mi jedynie ptaki śpiewające swoje koncerty, przeskakiwały z drzewa na drzewo goniąc się na wzajem. Szłam wolno, nigdzie mi się nie śpieszyło a temperatura zdecydowanie nie ułatwiała, a do tego dróżka był bardzo nieprzyjemnie piaszczysta - ohhh Jay ostatnio strasznie wybrzydzasz. Rozglądałam się na boki coby nie przeoczyć nic ciekawego niestety jak dotąd udało mi się nie przeoczyć jedynie załatwiającej się sarny, mogłam to sobie oszczędzić. W sumie gdyby nie to, że nie dawno jadłam może skusiłabym się na małe polowanko, ale komu chciałoby się rzucać w szaleńczy bieg w taką pogodę? Podejrzewam, że ofiara sama by się napatoczyła. Szłam tak, zatracona w swoim świecie, myśląca o niebieskich migdałach, marząca o lepszym życiu i jakimś ciekawym stanowisku w watasze, ot tak po prostu. Czasem sobie lubię podkoloryzować życie, ba! Czasem nawet muszę, żeby się totalnie nie załamać. I może dalej wyobrażałabym sobie moje wyidealizowane życie gdyby do moich nozdrzy nie dotarł obcy zapach. Wilk. Zdecydowanie. Zaintrygowana czymś zupełnie nowym niewiele myśląc pognałam w poszukiwaniu źródła zapachu. Zatrzymałam się dopiero w okolicy krzaków, które były jedyną rzeczą oddzielającą mnie od obcych wilków. Tak, wilków. Był to bardzo masywny, tęgi basior i wyglądająca przy nim jak mrówka wadera o szkarłatnym futrze. W głowie zapaliła mi się lampka. Alfa wspominała coś o jakichś wygnanych wilkach, podobno kilka z nich stworzyło paczkę i starają się stworzyć własną watahę. Jakoś tak jej opis pasował do opisu jednej z wader. W pewnym momencie basior odwrócił się w moją stronę, musiałam o coś zahaczyć. Cho.lera! Jak zwykle! Wadera jednak nie była taka chętna do rozmowy ze mną i chyba uznała, że jestem alfą bo zniknęła aż się za nią kurzyło. Wyszłam zza krzaków.
-Kolejna wadera - jakoś bardziej zabrzmiało to jako stwierdzenie, nie był szczególnie zdziwiony, ani przestraszony, no ale ktoś takiej postury jak on nie ma się czego bać stojąc przed takim chudzielcem jak ja. Obejrzał się w tył. - A gdzie tamtą wywiało? No nic. Może ty coś wiesz o tej tu watasze? Bo jak mniemam to do niej należysz.
Wpatrywał się we mnie swoimi oczami, w sumie nie jestem w stanie określić nawet ich koloru, były po prostu ciemne.
- Należę, ale wiele się ode mnie nie nasłuchasz - odparłam - Jestem tu zaledwie kilka dni, więc mogę cię jedynie zaprowadzić do Alfy - aż wstyd przyznać, że i z tym miałabym problem. A do watahy to tu w lewo, a nie, nie , nie! To w prawo, a może jednak...

<Dannyl? C:>

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Od Lightning'a

Obudziłem się leniwie otwierając oczy. Będąc nadal zaspanym, rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdywałem. Była to jaskinia z wieloletnim już mchem w środku. Gdzieniegdzie można było nawet zobaczyć korzenie drzew czy krzewów, które wystawały z nagich skał. Poruszyłem uszami i poprawiłem łapę. Dźwięk odbił się od ścian dość głośnym echem. Spojrzałem się za siebie. Ciemność. Wypuszczając wolno powietrze z ust, uniosłem swój tył wyprostowując nogi. Po względnym rozciągnięciu pokręciłem głową, aby jeszcze bardziej się rozbudzić. Kiedy w końcu zakończyłem wszystkie te czynności, ponownie przeleciałem wzrokiem po jaskini. Choć na początku wydawała się mała to teraz zmieniłem zdanie. Była bardzo przestronna. Wtedy do moich uszu dobiegł odgłos lasu. Skierowałem swój wzrok w stronę wyjścia. Z oddali widziałem już gęsto zarośnięty las. Wypiąłem klatkę do przodu, a następnie wyszedłem z jaskini. Światło dzienne dawało mi trochę po oczach, przez co byłem zmuszony je zmrużyć. Przy zamkniętych oczach przeszedłem kilka metrów, aż w końcu wzrok do mnie powrócił. Las wyglądał bajecznie. Ciemne drzewa wokoło wspaniale komponowały się z ciemną zielenią krzewów, jak i samej trawy. Przejechałem łapą po dość zarośniętej trawie. Była mokra. W nocy musiało solidnie padać. Zamerdałem ogonem i zaciągnąłem się powietrzem. To mnie w pełni orzeźwiło. Wtedy sobie coś uświadomiłem. Spojrzałem się w górę. Drzewa iglaste. Zdziwiło mnie to, gdyż tam gdzie powinienem przebywać nie rosło ich tam aż tak dużo. Położyłem uszy po sobie tym samym próbując sobie przypomnieć gdzie dokładnie się teraz znajduję. Zachwiałem się, a następnie wystrzeliłem przed siebie jakby z procy. Biegłem zgrabnie omijając wszelakie krzewy porozmieszczane w okolicy. Co to za tereny? Nie rozpoznawałem ich. Skąd ja się tu wziąłem? Było to dla mnie największą zagadką. Co się stało? Chciałem to w jakiś sposób odkryć, lecz za bardzo nie wiem jak. W końcu zwolniłem bieg. Truchtałem podchodząc tym samym do pagórka, który okazał się skarpą prowadzącą do nicości. Będąc na granicy życia i śmierci, patrzyłem się w przepaść. Dopiero później skierowałem swój wzrok w dal. Tam też ujrzałem jezioro, polany, jak i okazałe, gęste lasy. Nieopodal znajdywały się jakieś góry. Z wrażenia nogi ugięły się pode mną, a ja sam usiadłem zdezorientowany. Jak ja się tu znalazłem? Co to za miejsce? Muszę stąd się wyrwać, ale jak?-Te pytania zaprzątały moją głowę. Raz jeszcze przeniosłem wzrok na tereny, przez które zabrakło mi aż tchu. Obraz zaczął mi się zamazywać. Byłem zbyt roztargniony, zdziwiony, aby skupić się na myśleniu. Nagle usłyszałem jakiś szelest krzaków za sobą. Czym prędzej skierowałem w tę stronę swój wzrok. W zaciemnionej przez drzewa, gęstwinie, ujrzałem połyskujące ślepia. Zapominając o wszystkim wpatrywałem się w nie z rozwartym pyskiem. Znów usłyszałem. Dźwięk łapiących się gałęzi. Wstałem i zaokrąglając swój krok, szedłem w stronę ślepi. Te jednak po odczekaniu kilku kroków zrobionych przeze mnie, zniknęły w ciemności. Ja tym samym wskoczyłem w głąb krzewów z nadzieją, że jeszcze wpadnę na ową postać. Lecz jej już tam nie było. Zrezygnowany wypuściłem powietrze przez zęby. I wtedy znów usłyszałem łamiące się gałęzie. Spojrzałem się w lewo. Ujrzałem czyjąś sylwetkę. Sylwetkę wilka, tak, na pewno był to wilk! Odzyskując nadzieje, ruszyłem za cieniem. Próbowałem go dogonić, lecz był nie tyle, że zbyt szybki, a znajdował się za daleko. Gdy traciłem już wszelakie szanse na dogonienie tejże osoby, ta zahaczając o jakiś korzeń przewróciła się tym samym turlając się po zboczu górki. Stanąłem na granicy szczytu, a następnie zsuwając się po łapach, dogoniłem turlającą się postać. Gdy byliśmy już na ziemi podbiegłem do postaci. Gdy jednak znajdywałem się niecałe cztery metry od niej ta wstała i znów spojrzała się swoimi ślepiami we mnie, lecz tym razem spode łba. Zatrzymałem się mając nadal uniesioną przednią łapę. Kiedy wilk w końcu wstał, otrzepał się z kurzu. Nie mogłem go określić przez kąt padania cienia. Znajdywał się całkowicie zakryty ciemnością lasu. Wlepiłem ślepia w ziemię niedługo po tym siadając na odkrytej ziemi. Wahając się, w końcu wycedziłem
-Co to za miejsce?
Nie spojrzawszy się nieznajomego, mogłem wyczuć, że patrzy się na mnie. Wręcz obserwuje śledząc każdy mój oddech, drgania ogona czy też mimowolne ruchy uszu. Cicho czekając na odpowiedź wsłuchiwałem się w otoczenie. W krótkim czasie wilk również usiadł, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Zgrzytnąłem zębami. Czekanie powoli zaczęło mnie irytować. Czego tak się dogląda? NA co czeka? Czy myśli, że zaraz na niego skoczę bądź w jakikolwiek inny sposób zaatakuję? Dlaczego nic nie mówi? Zamknąłem oczy porządnie je zaciskając. Uniosłem wargi wyszczerzając zęby. To dla mnie za dużo jak na jeden raz. Uszy położyłem po sobie, a następnie spojrzałem na towarzyszącego wilka oziębłym wzrokiem, mówiącym jedno "Albo powiesz mi co tu się dzieje, albo naprawdę zrobi się nieprzyjemnie" Wilk tylko przekręcił głowę jakby nie rozumiał tej prostej aluzji. Przewróciłem oczami. On tylko udaje głupa, czy jest taki?-Spytałem się sam siebie w myślach. Nie czekając dłużej na żaden ruch ze strony wilka, wstałem i odwróciłem się powoli odchodząc. Wszedłem w gęste trawy, tak, aby mnie już nie widział. I tak też było. Wyszedłem ponownie w lesie, bez towarzystwa obcego mi wilka. Oglądając się za siebie wydałem z siebie odgłos ciężkiego wzdychania. Zwróciłem się przed siebie i znów ruszyłem. Idąc powolnym krokiem, wsłuchiwałem się w odgłosy lasu, na które wcześniej nie zwróciłem większej uwagi. Szybko mogłem stwierdzić, iż w okolicy żyje naprawdę wiele, różniących się do siebie, gatunków ptaków. Spojrzawszy się w górę dostrzegłem grupkę ptactwa. Przystanąłem na chwilę próbując rozpoznać gatunek.
-Kląskawka..-Wyszeptałem na tyle cicho, aby ich nie spłoszyć
Uśmiechnąłem się lekko, a następnie ponownie ruszyłem przed siebie. Przez resztę dróżki szedłem z wygrawerowanym uśmieszkiem na pysku. Po paru chwilach usłyszałem coś przed sobą. Zatrzymałem się nasłuchując. Miałem cichą nadzieję na jakąś dziką zwierzynę, gdyż byłem naprawdę głodny. Zniżyłem się trochę i zacząłem powoli podchodzić do krzewów z który ów hałas się wydobywał. Gdy już miałem zamiar wskoczyć w krzaki i pożegnać zwierzynę z życiem, z tych samych wyszedł ten sam wilk, którego spotkałem wcześniej. W ostatniej chwili powstrzymałem się od skoku, ale czy to oby było najlepsze wyjście? Staliśmy przed sobą patrząc się na nasze osoby. W pewnej chwili, usłyszałem ciche prychnięcie wilka, jakby to było dla niego zabawne. Przekręciłem głowę z niedowierzaniem, jak i ciekawością.
<Ktoś? Nie sądzę, aby komuś chciało się to czytać, ale cóż ; P>

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Dannyl'a

W oddali dał się słyszeć głuchy grzmot, przerywający wszechobecną ciszę. Na nieboskłonie pojawiła się jasna błyskawica, która niczym baśniowy kwiat rozwinęła swe płatki po całym, ciemnym niebie. Zapowiada się obfita burza. Tuż przy skalnym uskoku, u podnóża gór wydrążona była jaskinia. Okryte płachtą mroku wnętrze kazało mieć się na baczności, ponad to samo w sobie sprawiało wyjątkowo nieprzyjemne wrażenie. Westchnąłem ciężko, gdy na zewnątrz burza kolejny raz dała o sobie znać. Wydałem z siebie rezygnujący jęk i łapą zakryłem ślepia. Brak jakiegokolwiek zainteresowania praktycznie w stosunku do wszystkiego, było ostatnio najczęściej okazywaną przeze mnie emocją. Nużyła mnie jednolita codzienność, która w dużej mierze opierała się na nieustannej wędrówce. Ciągle narzekam, a mimo to lubię swoje życie i nie zamieniłbym go na żadne inne. Dannyl zacznij w końcu myśleć pozytywnie! Wdech. Wszystko jest idealnie. Wydech. Leniwie podniosłem się z ziemi i przeciągnąłem niczym kocur. Poruszając wszystkimi kończynami na zmianę, aby przekazać im, że to już koniec drzemki, skierowałem się na zewnątrz. Zatrzymałem się w przejściu i powoli rozejrzałem po okolicy. Choć chmury zasłoniły słońce i było całkiem ciemno, zegar w mojej głowie podpowiadał mi, że jest dopiero południe. Nie zniechęcony wyładowaniem atmosferycznym tuż nad moją głową, puściłem się truchtem przed siebie obserwując mroczny nieboskłon. O ile dobrze pamiętam, gdzieś tutaj był jakiś strumyk... W mój pysk, co jakiś czas uderzał silny powiew chłodnego wiatru. Pochyliłem głowę ochraniając ją przed zimnem, jednak nie przestając truchtać pod strome wzniesienie. Szarżując po pokrytej chwastami łące, po chwili znalazłem się na samej górze. Stamtąd już bez problemu odnalazłem wartką rzekę. Już chciałem pobiec w stronę brzegu, gdy tuż przy nim ujrzałem jakiegoś wilka. Z zainteresowaniem przyglądałem się nieznajomemu i powoli skierowałem się w jego stronę. Dopiero, gdy znalazłem się przy jego boku zauważyłem, że ten śpi. Domyśliłem się, że jest to wadera po lekkiej budowie jej ciała. To wyjaśnia dlaczego nie odwróciła się w moją stronę, zapewne by mnie wyczuła. Oddaliłem się od wilczycy kilka metrów i również wygodnie się ułożyłem. Przez pierwszych kilka chwil nie spuszczałem wadery z oczu. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że najchętniej bym coś przegryzł. Wstałem i podszedłem bliżej brzegu zbiornika wody. Spoglądałem w taflę wody. Poza swoim zniekształconym odbiciem, dostrzegłem także różnobarwne łuski ryb. Pochyliłem głowę w stronę wody, a gdy jedna z nich znalazła się tuż pod moim psykiem gwałtownie zanurzyłem pysk w wodzie, a moje szczeki zacisnęły się na bezbronnym ciele. Zadowolony, wyciągnąłem ofiarę z wody i wróciłem na swoje miejsce. Powoli spożywałem posiłek, cały czas mając się na baczności. W końcu nie jestem tu sam... Burza zaczynała się rozkręcać, a na swoim ciele poczułem krople deszczu. Przyczołgałem się bliżej śpiącego wilka i mocno szturchnąłem go pyskiem. Zdecydowanie mam refleksje do takich rzeczy. Podniosłem głowę, a moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem nieznajomej.
- Hej tajemnicza niewiasto... -Roześmiałem się.- Przykro mi, że przerywam Twój sen, ale zaczęła się burza.
- Kim jesteś? -Mruknęła leniwie ziewając.
- Daj spokój. Po co zaraz tak oficjalnie. Mów mi Dannyl.

[Ktoś?]

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Dannyl'a do Allijay

Szeleszczący dźwięk liści, po których obecnie szedłem, wprawiał mnie w melancholijny spokój. Na niebie, oprócz oślepiającego słońca, nie było ani jednej chmury. Znienawidzone przeze mnie uroki lata. Niezaprzeczalnie jest to jeden z najgorszych okresów roku. Wówczas żar leje się z nieba i pochłania swym gorącem wszystko, co spotka na swej drodze. Cień dawały mi rozłożyste korony drzew, które rozciągały się gdzieś kilka metrów nad moją głową. Przez ułożone wiatrem liście, wpadały promienie słońca, których smugi rozciągały się aż do ziemi. W ich jasności zauważalne były delikatne nici babiego lata, które najpewniej zostały zerwane z pajęczych sieci. Uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc ciche ćwierkanie ptaków. W swojej pieśni niezależne są od nastroju, może im dopisywać co najwyżej pogoda. Dają długi, piękny koncert, za który nie trzeba płacić, czy też przepychać się w tłumie, co jest jeszcze większym plusem. Nie wiem gdzie idę. Można powiedzieć, iż po przygodę, ale to nie do końca byłoby prawdą. Od wszystkiego, co wydarzyło się przez ostatnie lata mojego życia, czuję się dziwnie, jeśli nie powiedzieć zupełnie pozbawiony sensu. Próbuję uciec? Być może. Ale czy da się uciec od siebie? Nie wiem, czy mam ochotę nawiązywać z kimkolwiek bliższe relacje. Chyba lepiej będzie podróżować samotnie. Łapy nieco bolały mnie, po kilkugodzinnej wędrówce, ale nie miałem zamiaru zatrzymać się. Czułem się jakbym był ścigany, jakby ciągle ktoś za mną chodził i zastanawiał się kiedy mnie zabić. Gdybym miał lepszy humor pewnie uznałbym, że to zabawne. Czy można nazwać to odwagą? Szczerze wątpię. Odwaga nie jest uodpornieniem się na lęk i chodzeniem z wysoko uniesioną głową, w towarzystwie myśli o tym, jak to się wielki respekt rozbudza. Odwagą nie można nazwać też chęci jej udowodnienia. Jest to umiejętność szanowania i nie poniżania innych, moc tolerancji i podkładania losowi swojej nogi, a nie na odwrót. To głupie, że wielu nadal myli się pojęcie tego słowa. Odwaga, męstwo, honor. Pachnie książką o słabym początku i jeszcze gorszym zakończeniu. Przyśpieszyłem i teraz truchtałem około granicy watahy, którą wyczułem przed trzydziestoma minutami. Mimo tego nie czułem się szczególnie zagrożony. Możliwe, że zaraz wyskoczy na mnie jakiś wilk. W takich momentach wszystko jest możliwe. Bardziej niż takiej sytuacji, bałem się aktualnie siebie. Nie podoba mi się to, że tak myślę. Nie powinienem tego robić, a mimo wszystko w środku ciągle wiedziałem, że nie mogę przestać o tym myśleć. Nagle stanąłem w miejscu czując zapach innego wilka. Wyraźnie czułem, że ktoś się zbliża. Ktoś kogo na pewno nie znam. Upewniłem się, że jeszcze jestem po dobrej stronie, gdy z naprzeciwka wybiegł wilk. Me uszy skierowały się do tyłu, a z gardła wydobyło się złowieszcze warknięcie, ostrzegające osobnika o moim złym nastawieniu. Nie do końca miałem ochotę walczyć, jednak jeżeli będę musiał na pewno się nie zawaham. Pomimo ostrzeżenia jakie wysłałem nieznajomemu, ten tylko zwolnił, ale nie odwrócił się i nie uciekł. Postawa, ów stworzenia mówiła sama za siebie - przestraszył się. Połyskujące groźnie oczy i kły, robiły zresztą swoje o czym doskonale wiedziałem i niejednokrotnie wykorzystywałem dary od matki natury. Wahanie ze strony tamtego było wręcz namacalne.
- Ja... Przybywam w pokoju! -Po głosie dało się odgadnąć, iż był to wyraźnie spanikowany basior. Obserwował mnie ze zwężonymi źrenicami, najpewniej zastanawiając się nad niewłaściwym krokiem, który może zrobić. Musiałem się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem. ,,Przybywam w pokoju" to po prostu coś, co zawsze mnie rozśmiesza. Mówią to zazwyczaj spanikowane wilczki, które chcą przekazać mi jakąś ważną informację. Nie myliłem się.- Znajdujesz się na terenach watahy Shining Star. Prawnie nie możesz tu przebywać. -Z teatralnym westchnięciem wolno i wdzięcznie podszedłem do wilka, po czym przysiadłem przed nim. Dopiero teatralnie, zdałem sobie sprawę, dlaczego przeraził się mnie, aż tak bardzo. Sięgał mi najwyżej do klatki piersiowej, a gdy usiadłem - był wielkości mojej tylnej łapy. Jego błękitne oczy były spanikowane.
- Świetnie. Przepraszam bardzo. -Mruknąłem z ironią, jednak nie poruszyłem się nawet o milimetr.
- Powinieneś stąd iść. -Mój rozmówca niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę. Już otworzył pysk, aby dodać coś jeszcze, gdy z pobliskiego niewielkiego osuwiska gruntu zeskoczyła wilczyca.
- Daj sobie spokój Vavilon. -Rzekła w stronę samca podchodząc bliżej nas.- Zajął byś się w końcu czymś pożytecznym. -Dodała obserwując, jak basior powoli kiwa głową, wstaje, po czym znika w gęstwinie lasu.- Jesteś tu nowy? -Tym razem nieznajoma zwróciła się do mnie.
- Prawdę powiedziawszy to nie.- Uśmiechnąłem się pod nosem.- Jestem Dannyl.

[Allijay?]

niedziela, 12 czerwca 2016

Donnie Darko i Lightning!!!

Mam zaszczyt powitać kolejnie dwa wilki w naszej watasze! Jest to Donnie Darko i Lightning! Życzę wam obojgu miłej zabawy z innymi wilkami c:

Donnie Darko
http://orig15.deviantart.net/3067/f/2013/331/4/d/4d20e3808d5ff91ff3b54ad4e3567b21-d6vwupd.png


Lightning
http://orig05.deviantart.net/166d/f/2015/055/f/7/lightning_strike_by_hioshiru-d8jcuu6.png
 Pozdrawiam, Vanessa

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Revel'a CD. Allijay

- W porządku - powiedziałem bez większego entuzjazmu.
Vanessa odeszła a ja zostałem z Allijay. Wstałem i przeciągnąłem się. Ruszyłem powoli w stronę miejsca służącego nam za wodopój. Oczywiście najpierw musieliśmy przejść spory kawałek lasu aby tam dotrzeć.
- Wybacz jeśli czasem będę się mieszał ale sam do końca jeszcze nie znam wszystkich terenów.
- Od dawna tu jesteś? - zapytała samica
- Nie, właściwie niewiele dłużej od ciebie.
- Hmm... - mruknęła wadera a ja zacząłem się zastanawiać co to mogło oznaczać.
Dalsza część drogi w większości minęła nam w ciszy. Nie bardzo wiedziałem o czym moglibyśmy rozmawiać. Nigdy nie byłem w tym zbyt dobry a szukanie na siłę tematu do rozmowy nie wydawało mi się być dobrym pomysłem. Westchnąłem nieco zrezygnowany. Mam wrażenie, że to piekielne nieszczęście wciąż się gdzieś wokół mnie kręci i jakoś nie ma zamiaru dać mi spokoju. Nim się obejrzałem byliśmy już nad wodą. Wziąłem głęboki wdech.
- Tak... więc dotarliśmy - powiedziałem starając się nawiązać jakąś rozmowę.
Nim się jednak obejrzałem wilczyca już popędziła w stronę wody. Bez namysłu wskoczyła do niej przy okazji ochlapując mnie ilością wody na tyle dużą, że odniosłem wrażenie iż nie ma już potrzeby abym sam do niej wchodził. Oczywiście samica postanowiła skwitować to głośnym śmiechem
- Wyglądasz jak zmokła kura - stwierdziła
Położyłem uszy po sobie jednocześnie spoglądając na Allijay kątem oka. Czułem potrzebę zrewanżowania jej się w jakiś sposób. W tej jednak chwili nic nie przychodziło mi do głowy. Podszedłem do brzegu i spojrzałem na wodę. Tuż pod jej powierzchnią przepłynęła właśnie niewielka ryba. Szybko ją złapałem. Wewnętrznie gryziony przez ciekawość postanowiłem sprawdzić jak zareaguje samica.
- Łap! - zawołałem rzucając rybę prosto w stronę taplającej się w wodzie wadery

<Allijay xd?>